Kalendarz Adwentowy – Dzień 2

„Magiczna Latarnia”

Na skraju Zimowego Lasu, gdzie ścieżka zakręcała w stronę miasta, stała stara żeliwna latarnia. Nie była to zwykła latarnia – miała pięknie zdobioną podstawę z motywami płatków śniegu i zimowych kwiatów, a jej klosz był wykonany z najczystszego, magicznego szkła, które nigdy nie pokrywało się szronem. Od ponad stu lat każdego zimowego wieczoru zapalał ją Strażnik Światła – pan Józef, który odziedziczył tę zaszczytną funkcję po swoim dziadku.

Pan Józef był niskim, przysadzistym staruszkiem z długą, srebrzystą brodą, w której czasem połyskiwały drobinki szronu. Zawsze nosił granatowy płaszcz z mosiężnymi guzikami i wysoką czapkę z pomponem, a w kieszeni trzymał złoty zegarek na łańcuszku – prezent od swojego dziadka. Codziennie punktualnie o zachodzie słońca przychodził do latarni, by zapalić w niej magiczny płomień.

„Dobry wieczór, moja droga,” – witał się zawsze z latarnią, wyciągając z kieszeni mały, złoty kluczyk. „Czas rozświetlić mrok dla wszystkich, którzy będą tędy wędrować.”

Tego zimowego wieczoru, kiedy śnieg przykrył już całą okolicę puszystą białą kołderką, pan Józef zauważył, że coś jest nie tak. Latarnia wydawała się smutniejsza niż zwykle, a jej światło, gdy ją zapalił, było blade i przygaszone.

„Co się stało, moja droga?” – zapytał troskliwie, głaszcząc ozdobną podstawę latarni. „Dlaczego twoje światło jest takie słabe?”

Latarnia westchnęła cicho, a jej światło zamigotało jak łza. „Ach, panie Józefie,” – zaszeptała głosem cichym jak szelest śniegu. „Przez te wszystkie lata świeciłam dla podróżnych, pokazywałam im drogę do domu, rozweselałam dzieci swoim blaskiem… Ale teraz czuję się taka samotna. Coraz mniej ludzi chodzi tą ścieżką, wszyscy jeżdżą nowymi drogami. Nikt już nie zatrzymuje się, by podziwiać moje światło.”

Pan Józef pogładził się po brodzie, w której iskrzyły się płatki śniegu. Rozumiał smutek swojej przyjaciółki – sam czasem czuł się podobnie, gdy młodzi ludzie śpieszyli się, nie zauważając piękna zimowego wieczoru. Nagle jego oczy rozbłysły, gdy wpadł na pewien pomysł.

„Poczekaj tutaj,” – powiedział, choć oczywiście latarnia i tak nigdzie by się nie ruszyła. „Zaraz wracam!”

Pobiegł najszybciej jak potrafił do swojego domu na skraju lasu. Z szuflady starego biurka wyciągnął pudełko, które dostał od dziadka wraz z złotym kluczykiem. Nigdy go nie otwierał, ale dziadek powiedział mu kiedyś: „Otwórz je, gdy latarnia będzie potrzebować szczególnej pomocy.”

Wewnątrz pudełka znalazł małą buteleczkę z płynem mieniącym się wszystkimi kolorami tęczy i karteczkę z napisem: „Eliksir Świetlistej Radości – dodaj trzy krople do płomienia, gdy światło zacznie przygasać.”

Pan Józef wrócił do latarni najszybciej jak mógł. Otworzył jej drzwiczki i ostrożnie dolał trzy krople eliksiru do płomienia. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle płomień rozbłysnął tysiącem kolorowych iskierek, które zaczęły tańczyć i wirować wewnątrz klosza.

W tym samym momencie zza zakrętu ścieżki wyszła grupka dzieci wracających z lodowiska. Zatrzymały się oczarowane niezwykłym spektaklem światła.

„Zobaczcie!” – zawołała mała dziewczynka w czerwonym szaliku. „Te światełka tańczą jak malutkie wróżki!”

„A każde ma inny kolor!” – dodał chłopiec w niebieskiej czapce. „Zupełnie jak zorza polarna!”

Dzieci zaczęły tańczyć wokół latarni, próbując złapać kolorowe refleksy światła na rękawiczkach. Ich śmiech rozbrzmiewał w zimowym powietrzu jak srebrne dzwoneczki.

Od tego dnia latarnia znów świeciła jasno i radośnie. Wieść o jej magicznym, kolorowym świetle szybko rozeszła się po okolicy. Ludzie specjalnie nadkładali drogi, by przejść obok niej zimowym wieczorem. Dzieci przychodziły całymi grupami, by potańczyć w jej świetle i opowiedzieć jej o swoich przygodach. Nawet ptaki zaczęły się zlatywać, by ogrzać się w jej ciepłym blasku.

„Dziękuję, panie Józefie,” – szepnęła pewnego wieczoru latarnia, gdy staruszek jak zwykle przyszedł ją zapalić. „Przypomniałeś mi, że nawet najmniejsze światełko może przynosić radość, jeśli świeci z miłością.”

Pan Józef uśmiechnął się, poprawiając czapkę z pomponem. „To ja Tobie dziękuję, moja droga,” – odpowiedział. „Przypomniałaś nam wszystkim, że czasem wystarczy się na chwilę zatrzymać, by zobaczyć prawdziwą magię.”

Od tamtej pory, gdy tylko zapadał zmrok, magiczna latarnia rozświetlała okolicę swoim kolorowym blaskiem, przypominając wszystkim, że nawet w najzimniejsze wieczory można znaleźć odrobinę ciepła i radości. A pan Józef, zapalając ją każdego wieczora, zawsze nucił pod nosem wesołą melodię, bo wiedział, że jego latarnia znów jest szczęśliwa, rozświetlając drogę do domu wszystkim, którzy tego potrzebują.

I tak kończy się nasza dzisiejsza historia, ale światło magicznej latarni wciąż świeci na skraju Zimowego Lasu, zapraszając wszystkich, by zatrzymali się chociaż na chwilę i w spokoju i ciszy dostrzegli prawdziwą magię zimowego wieczoru.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *